środa, 29 lipca 2020

Człowiek - demolka

Zawsze wietrzę późnym wieczorem, wczoraj też tak zrobiłam. Wszystkie okna pootwierałam i położyłam się na łóżku w towarzystwie filmu. Przysnęłam i obudziłam się dopiero rano, zmarznięta i z bolącym gardłem. No tak, nie poprzymykałam okien i wietrzyło się całą noc. 
Do tego jakiś wredny ptasior narobił mi na szybę w łazience. Okno mam nad toaletą, więc niewiele myśląc, stanęłam na klapie od sedesu uzbrojona w szmatę i... sedes pękł. No brawo ja! 
***
Nie rozumiem fascynacji serialami. Nie przemawia do mnie taka forma, jak dla mnie, historia, którą można zgrabnie opowiedzieć w 90minut filmu, nie musi być rozwlekana na kilka odcinków. 
Choć ostatnio właśnie jeden serial oglądam. Jest niezły, ale i tak mam wrażenie, że można było zrobić normalny film, a nie serię. 
***
Zagniotłam ciasto na bułki i teraz czekam, aż wyrośnie. 
Podlałam roślinki. Na cholerę mi tyle tego, tylko latać z konewką muszę! Z zakupów przyszłam z kolejnym kwiatkiem, oczywiście, nie ma to jak dokładać sobie roboty i przywlec skrzydłokwiata wymagającego reanimacji... 
***
Jest mi dziwnie. Teoretycznie nie żałuję swoich życiowych wyborów; miałam to szczęście, że poukładałam sobie życie tak, jak chciałam. 
Pozostało takie "a co by było, gdyby...". Może jednak było by lepiej? A może tylko inaczej?
A może to nie były wybory, tylko konsekwencje?



poniedziałek, 27 lipca 2020

O człowieku słów kilka

... bo wypada się przedstawić. 
To jest Szczurowski, zwany Szczuru.

Kocham ravioli. Ale nie, że robić samemu, czy w dobrej restauracji - ja kocham danie gotowe, ravioli w sosie pomidorowym, zapuszkowane. Otwieram puszkę, biorę łychę i wtranżalam na zimno. Ze składem, na wszelki wypadek, się nie zapoznaję, bo po co psuć sobie apetyt...

Uwielbiam światełka. 
Mam świecący głośniczek pod prysznicem i słuchawkę z LEDami... Do tego na łazienkowym parapecie sznur kolorowych lampek pomiędzy doniczkami. Niby się myję, a czuję się jak na dyskotece. 

Zostając przy prysznicu - muszę mieć kilka żeli pod prysznic, każdy o innym zapachu. Za to nie mam szamponu. 
Zamiast kremików i balsamów (bo jeszcze żyję, nie trzeba mnie ani balsamować, ani kremować...) używam oliwki dla niemowląt. 
Używam tylko męskich dezodorantów. 

Praktycznie mam całe życie w telefonie, laptopa używam tylko do trzymania kopii zapasowych. Szybciej przeżyję bez tlenu, niż bez smartfona. 

Nie noszę biustonoszy. Ani torebek. Za to zawsze zakładam czapkę.

Boję się wody. To znaczy zbiorników wodnych, a nie prysznica, czy mineralnej gazowanej. 


W czasach młodości chmurnej i durnej miałam kumpla, a kumpel miał maszynkę do tatuażu domowej roboty. Chyba nie muszę opisywać i pokazywać skutków? ;)

Nienawidzę firanek. I siatek w oknach (choć z tymi chyba się polubię, bo much też nienawidzę).

Jestem mistrzem wypieprzania się o własne nogi. Z drabiny nie spadnę, z rusztowania nie spadnę, a z dywanu na podłogę to się wypierdolę i nabiję se siniaków w dziwnych miejscach. No i zawsze trzasnę o coś gębą. 

Robię zajebistą zupę ogórkową. 

Umiem dobrze wytapetować i mordę i ścianę. Wymalować i wyszpachlować też.
I sfotografować.


W sumie, to jetem nudnym człowiekiem, a życie jest zdecydowanie przereklamowane.


niedziela, 26 lipca 2020

Niedzielnie

Stary dobry motyw z horroru (bo niby o czym innym mogłabym pisać, hehe) to laleczka. Laleczka ma to do siebie, że robi ludziom kuku.
Czasem opanowuje ją duch mordercy, czasem jakiś demon, a kiedy indziej wkurwiony pracownik przeprogramuje podzespoły w super wyjebnej elektronicznej zabawce. 
Te laleczki mają w sobie coś przerażającego. 
Skóra cierpnie, jak się patrzy człowiek w ekran. 
Te laleczki są... po prostu... tak niemożliwie kurewsko odrażająco brzydkie, że horror przestaje straszyć motywem, a straszy brzydotą zabawki. 
Anabelle
Serio, które dziecko chciało by mieć Buddiego z Child's Play? Czy kiedyś kupowano dziewczynkom takie potworki, jak Anabelle

Martwa cisza
Z drugiej i trzeciej strony medalu, dzieciaki bawią się Barbie, która, choć z twarzy ładna, to proporcjami straszy. Ale Barbie nie chodzi i nie chce poderżnąć komuś gardła tępym nożykiem... Chyba. Na wszelki wypadek nie posiadam żadnej lalki Barbie. 
***
Innym ciekawym motywem jest lustro. Bohater widzi w lustrze, jsk coś mu się za plecami skrada, przechodzi (albo jest wciągany) w taflę... A czasem po prostu odbicie żyje własnym życiem. 

Najgorszym i najstraszniejszym horrorem z lustrem w roli głównej jest ten przeżywany na żywo, w niedzielę nad ranem we własnym kiblu. 

***
Mile się zaskoczyłam Autopsją Jane Doe. Dziwny trup, sekcja zwłok jako motyw przewodni, a zwłoki wielce dziwne i robią rzeczy, których raczej po zwłokach nikt się nie spodziewa. 

W bloku też może być strasznie - Sensoria to takie typowe szwedzkie kino - żadnych efektów z dupy, cisza, spokój i poczucie, że coś tu jest nie tak przez cały film. 
Tylko za cholerę nie wiem, czy ten film ma polskie tłumaczenie. 
***
Zapowiadali na dziś burzę. Nawet dwa razy zagrzmiało. Tak w sam raz, by spędzić niedzielę w pozycji horyzontalnej. 
Teoretycznie ruszyłabym gdzieś odwłok, ale z atrakcji okolicznych mam tylko basen (nie umiem pływać), kino (VOD jest tańszy i nie wali popcornem) i puby, które kojarzą mi się tą piosenką:

No... jeszcze po zakupy można iść i wyrzucać hajs na zbędne pierdoły, ale to nie w niedzielę.
Atrakcji moc! 
Z Zadupia Dolnego można pojechać też do Miasta z Najbrzydszym Dworcem w Kraju albo jeszcze dalej,  ale na myśl o spędzeniu godzinki w pociągu, w tłoku, odechciewa mi się jakoś aktywniejszego spędzania czasu. 
Wychodzi na to, że nie mam o czym pisać. 


sobota, 25 lipca 2020

Co cieknie z kranu w horrorze

Ja się wkurzam, że ostatnio horrory to dno, flaki z olejem i zabójcza powtarzalność motywów... i trafiam na perełkę! Typ kupił dom do remontu, który okazał się być wcześniej burdelem. Standartowo zaczął remont i zaczęły się dziwne rzeczy dziać. Pamiętacie, jak w klasykach czasem krany i gniazdka krwawiły? Tu też pojawił się motyw płynów ustrojowych wydzielanych przez budynek. Tyle, że nie była to krew...
No uśmiałam się. 
Dziewczyna z trzeciego piętra (2019)
***
Powróćmy z krainy horroru fikcyjnego, do krainy zwanej dumnie ojczyzną. 
Ziobro stwierdził, że polskie prawo jest wzorcowe, jeśli chodzi o zapobieganie przemocy i my żadnych konwencji antyprzemocowych i innych wymysłów nie potrzebujemy! No jasne, że nie, jeszcze byłoby realnie działające prawo, głupie baby zaczęłyby zgłaszać pobicia i gwałty, przestano by gasić ofiary tekstami o tym, że za mało się broniły, trzeba byłoby pracować i mrzonka o bezpiecznej katolickiej Polsce by prysła, jak sen jaki złoty... 

W ojczyźnie z wyboru mamy drugą falę wirusa.Wakacje, urlopy, wojaże! Człowiek nie przeżyje przecież,jak raz do roku nie wsadzi dupska w samolot i nie poleci gdzieś w tłum, zostawiając w domu wszelkie środki ostrożności i zdrowy rozsądek. Za to wybawi się i przywiedzie pamiątki, takiego SARSa na przykład. 
Moda na pamiątki wakacyjne się zmienia, kiedyś na topie były ciąże i syfilis, dziś rządzi covid-19. 
***
Zakochałam się w batatach. Szczególnie w połączeniu batata z kokosem. Foodgasm, moi mili!



czwartek, 23 lipca 2020

No wezmę i zejdę

Swąd. Odrywam oczy od ekranu, ściągam słuchawki, skupiam węch. Nie zdaje mi się; czuć swąd. Spaleniznę. Coś się fajczy. 
Jest północ, cisza, ludzie śpią. Lecę do okna kuchennego, które miałam uchylone, tylko przez nie mógł zapaszek dolecieć. Patrzę, a na przeciw, na garażach odbija się światło. Płomienie. 
Serce ześlizguje mi się w okolicę majtek, a przed ślepiami stają wizje piekielne. Lecę do sypialni, skąd mam całkiem sensowny widok na podwórko. 
No widzę ogień. W grillu. Sąsiad mój ulubiony jara jakieś dziadostwo w grillu. W środku nocy. 
Przez głowę przelatują mi najgorsze wulgaryzmy. Serce spowrotem wjeżdża na swoje miejsce. 
***
W zeszłym roku grasował podpalacz (albo i podpalacze...). Nie było tygodnia, by nie puścił z dymem jakiejś altanki na działkach, kontenera na makulaturę, czy szopy na czyimś podwórku. 
Jednej nocy sfajczył altanki na okolicznych ogródkach działkowych. Kilka tygodni później śmietniki przy moim bloku i bloku obok. Na innych dzielnicach też się działo, Straż Pożarna miała co robić. 
Przyszedł piździernik. Noc spokojna, prawie śpię. Swąd, swąd jak cholera, wyłażę z sypialni, a dym już w salonie. Kuuuurwa, nie jestem bratwurstem z Edeki, żeby dać się usmażyć! Spodnie na dupę, klucze, latarka i szukamy źródła ognia (sąsiadka dzwoni po strażaków). Walę do drzwi, budzę mieszkańców. Płoną stare meble w piwnicy. Tej nocy podpalono jeszcze dwie piwnice w okolicy. 
***
Jakoś w maju tego roku dociera do mnie rumor i wrzask z klatki schodowej. No zabiję! Otwieram drzwi i uderza mnie... no nie zgadniecie... swąd. 
Sąsiad z pierwszego piętra w narkotyczno-delirycznym widzie chciał oświetlić swoją norę świeczką. Świeczka się przewróciła. Skończyło się na smrodzie, sąsiada zabrała karetka, bo totalnie nie kontaktował. 
***
Albo zejdę w tym bloku na zawał, albo zejdę i komuś przypierdolę.
***
Obejrzałam Behind you.  Jak dla mnie 4/10, mierny, wtórny, nudne płaskie jak klapa od sedesu postacie. 

środa, 22 lipca 2020

Cośniecosie

Ostatnio przekonałam się do picia herbat. Owocowych, zielonej i czerwonej od czasu do czasu, czarną dalej uważam za paskudztwo. 
Jak to się smak człowiekowi zmienia, kiedyś to była tylko kawa i kawa, popijana kawą i pepsi max od czasu do czasu (a w czasach młodości chmurnej i durnej wino tanie, które jest dobre, bo jest tanie). Teraz herbatka w kubeczku z jednorożcem. Z kawy i pepsi nie zrezygnowałam, po prostu poszerzyłam horyzonty. 
***
Byłam dziwnym dzieckiem. Wcześnie nauczyłam się czytać i odkryłam książki zdecydowanie nieprzeznaczone dla dzieci. No kto pozwala bachorowi kilkuletniemu zaczytywać się horrorami? No nikt przy zdrowych zmysłach, dlatego czytałam po kryjomu. Z latarką, pod kołdrą, cicho, by nikt się nie zorientował, co to dziecko po nocach wyrabia. Kto nie czytał po kryjomu, niech pierwszy rzuci kamieniem!
TV też oglądałam po kryjomu, pozostając wierna ukochanemu gatunkowi. 
Aż wreszcie wszystko się wydało, jak jakoś w podstawówce mieliśmy narysować ulubioną postać z filmu. Freddy Kruger nie był tym, czego nauczycielka oczekiwała. 
A ja w końcu mogłam czytać i oglądać bez krycia się, bo moja matka olała pretensje nauczycielki i stwierdziła, że skoro nie mam koszmarów i nie szczam do łóżka, to mi moje gusta filmowo-książkowe nie szkodzą. 
Nie wiem, na ile miała rację, w końcu wyrosłam na to, na co wyrosłam. A Freddiego dalej lubię. 
Muzycznie też było wszystko to, czego dziecko słuchać nie powinno. W domu grało radio, albo matka, ku zgrozie ojca i sąsiadów, puszczała KATa. To były jeszcze czasy, gdy radia dało się słuchać bez zgrzytania zębami. 
Wyobrażacie sobie dziewuszkę z kitkiem, niebieskookie dzieciątko w sukieneczce śpiewające Niewinność, albo coś z polskiej zimnej fali? Albo Jolkę?
Na szczęście głos mam jak nienaoliwione wrota, więc szkoła nie poznała się na moim repertuarze. 
Zimnej fali słucham do dziś. KATa też. Poszerzyłam horyzonty o neue deutsche härte (śpiewaj mi po niemiecku, a oddam Ci serce, portfel i nerkę. Kocham ten język! ❤ ), różne zalatujące black metalem rzeczy, czy dziwaczną elektronikę. Nic normalnego i społecznie akceptowanego.
***
Znalazłam ładny plakat filmowy w szafie. Chyba powieszę w salonie, niech zdobi mi ścianę. Może, jak jeszcze trochę poszukam i posprzątam, to znajdę jeszcze jakieś atrakcje, Bursztynową komnatę i powód do życia?




wtorek, 21 lipca 2020

Drożdżówki

Na początku było światło... To w logo marketu.
A w markecie cuda! Owocki sezonowe, mąka, drożdże, cukier trzcinowy, tłuszcz roślinny i mleko owsiane. I parę bardziej niezbędnych do życia rzeczy, takich, jak kawa czy papierosy. 
Skoro te owoce krzyczały "bierz mnie", piekarnik czysty jak łza i cała kuchnia odszorowana (miałam napad sprzątania), to trzeba nabrudzić.
Ciasto drożdżowe to coś, co robię z pamięci i na oko. Nie wiem, dlaczego - w domu rodzinnym nikt nie robił, dalsza rodzina (chyba) też nie - nikt mnie nie uczył, a zawsze wychodzi. 
W sumie, to chyba jestem jedyną osobą z mojej rodziny, która umie gotować tak, by dało się zjeść bez obrzydzenia. 
Pamiętam popisowy obiad mojej matki - kurza noga obsmażona i obgotowana w mdłym sosie, do tego kartofle i kiszona kapusta. Kapusta była jadalna, bo kupna. Do dziś kurczaka w takiej formie nie tknę, niedobrze mi, jak tylko poczuję zapach. Albo zupa z pływającym mięsem. Gulasz, a w nim kawały tłuszczu i wspomnienie po papryce. 
Kuchnia mojej matki obrzydziła mi mięso w jakiejkolwiek postaci. No cóż, ghulem nie zostanę, trupem się nie pożywię. 
kuleczka
Wracając do drożdżówek; mam taką podstawę - na paczkę suchych drożdży (leń!) daję trzy szklanki mąki i łyżkę soli. Ilość cukru (u mnie trzcinowy, najbardziej lubię) i płyn zależy od przeznaczenia ciasta - czasem woda, czasem roślinne mleko. No i tłuszcz - u mnie olej lub margaryna, ale można masełko klarowane. Można dać jajo, ale bez jaj lepiej wyrasta. Używam mąki pszennej, zwykłej z supermarketu, albo orkiszowej. Żadnych kombinacji z bezglutenowcami nie przeprowadzałam, bo akurat gluten mogę wpierdalać bez uszczerbku na zdrowiu. 
Pierwsze mieszam suche, leję płyn, zagniatam, ciepię tłuszczu, zagniatam. Daję dziadostwu wyrosnąć w przykrytej ścierą misce. W piekarniku - robi mi za szczelną, pozbawioną przeciągu szafkę. Nawet go lekko nagrzewam, tak by miał w środeczku upalne polskie lato, a nie niemiecki lipcopad. 
Ciasto rośnie, Szczurowski oddaje się zwykłemu ludzkiemu relaksowi. Dupa na kanapę i pilot w dłoń! Zapp, zapp, zapp... Ani mnie fetysze nie obchodzą, ani opery mydlane, ani robienie teatru dookoła blokowisk i ich mieszkańców. No nic, mamy internet, książki, rozrywki ludzi cywilizowanych... no dobra, co to za fetysze? 
Odpowiedni podkład dźwiękowy do siedzenia i czekania. Ani szokujące, ani ciekawe. Ot, zagłusza ruch uliczny i dźwięki z wnętrzności bloku. 
Ogólnie zagłuszam. Z domu wychodzę uzbrojona w słuchawki. Cieszy mnie, że trzeba ryj kryć, bo mnie dalsi znajomi nie poznają. Jest wystarczająco chłodno, że mogę śmigać w kurtce. Karmię się spokojem i dystansem od ludzi. Łapię oddech nieprzerywany pytaniami i gadaniną. 
Jak się wprowadzałam, zostałam uprzejmie uprzedzona, że sąsiad pode mną to dziwak, pijak i chujwico. Teraz ja jestem blokowym dziwakiem i chujwicem. Cena świętego spokoju. Oboje płacimy. 
Ciasto wyrosło. Uformowałam kulki (leń), nawtykałam owoców (leń!) i czekam, aż zarazazaza wyrośnie. 
Zrobię kruszonkę z kokosem. Jak wyrośnie. 
Znów mam czas i wspominam dom. Czy raczej Dom. Miejsce. Siedlisko. Korzenie. Dziurę, gdzie psy dupami szczekały. Świerki wokoło domu i pierwszy zwiedzony pustostan. 
Nawet matkę zabrałam i pokazałam. Nie rozumiała. A potem poszło; stare fabryki, budynki mieszkalne, dziadostwo z IIWŚ - byle wejść i sfotografować. 
Pamiętam najlepiej Miramar i sanatorium w Orłowie. Na Miramarze słuchałam Anny Jantar, a w Orłowie smażyłam zezwłok na dachu. Plaża pełna ludzi, a ja mam spokój na dachu opuszczonego sanatorium. Taki urlop rozumiem.
Wodne atrakcje zaliczyłam też. 
I siedziałam dupskiem na szczycie spalonego budynku.
Teraz siedzę tylko na kanapie. Pustostany są takie same; kurz, brud i zagrożenie życia. 
Wiadomość o tym, że Miramar rozebrano, bolała. Ja lubię ślady przeszłości, architekturę i sztukę socrealistyczną, zbieram graty z PRLu i NRD. A z Polską Ludową łączy mnie tylko wpis na akcie urodzenia (dokonałam aktu!). Jeden kocha XVII wiek, inny XIX, a ja drugą połowę XX.  
Drożdżówki się pieką. 







sobota, 18 lipca 2020

Do czego prowadzi lenistwo

Jakby trzeba było zrobić ranking znienawidzonych rzeczy, które człowiek ogarnąć musi, to na pierwszym miejscu wylądowałoby czyszczenie piekarnika.
Klękam przed tym prądojebem, otwieram dziada i myślę... Cholera, z deczka usyfiony. Modlę się dalej, może brud sam sobie pójdzie w cholerę? Modły nie podziałały, więc nagrzewam to cudo techniki lat 90'. Wyciągam sprej do piekarnika. Psikam do ciepłego piekarnika... Ożeżku... jak ty jebiesz! A trzeba było po staremu, szmatą i płynem. Albo piec w brudnym.
Otwieram okna w całym mieszkaniu, niech się muchy, szerszenie i zaginione w Trójkącie Bermudzkim samoloty zlecą, byle nie capiło, jak w zakładach chemicznych.
Odczekuję przepisowe półgodzinki i wycieram na mokro pozostałości - cholera, działa, piekarnik jak nowy. Albo ja naćpana oparami.
To czas skorzystać i narobić bułek. Jako stworzenie ze wszechmiar leniwe, nie chciało mi się iść do piekarni.
Bułki wyszły pyszne, a ja zmęczyłam się takim lenistwem.

środa, 15 lipca 2020

ciągnie człowieka do ziemi...

Moje życie składa się z dwóch podstawowych czynności: podlewania i zagracania.
Przestrzeń zagracam po prostu fenomenalnie i jestem w stanie pozbawić smaku i stylu każde pomieszczenie (czasem jedynie pojawieniem się w nim).
Podlewać muszę, bo moje 70 dzieciątek zielonych ma niezłe pragnienie...
Dziś posadziłam zielistkę i dracenę wonną. Kolejna zielistka wylądowała w wodzie w celu zapuszczania korzeni, a ja idę zapuszczać korzenie na kanapie.

sobota, 11 lipca 2020

Co ma depilacja do apokalipsy...

Jak wygląda blokowisko - wiadomo - klitki na ludzi, pomiędzy klockami z klitkami trawniczki po depilacji brazylijskiej upstrzone klockami psimi, asfalt tu i tam, parę garaży i śmietniki.
Depilację trawnika najlepiej przeprowadzać, jak słońce wyjrzy zza horyzontu, uprzednio napierdalając sprzętem. Cudownie, kocham dźwięk podkaszarki bladym świtem, drobna dzieciarnia i ci, co chcieliby odespać nockę w fabryce też kochają... Tak samo trawa, która upierdzielona przy samej ziemi, jeszcze mokra od rosy, ma po takim traktowaniu marne szanse na przeżycie. Toć depilacja musi boleć!
Zamykam okna. Spać!
Ach nie, sąsiada obudzili, sąsiad idzie po auto do garażu. Pizgnął wrotami od swojej prywatnej stodoły, pizgnął zbiorczymi wrotami od naszej wspólnej stodoły, pizgnął wrotami o garażu i poczekał przy muzyczce z odpalonym silnikiem pod blokiem na współmałżonkę.
Współmałżonka powtórzyła pizganie i pojechaaaaali.
Spać! Kurwa, dajcie mi spać!
Techno zza ściany.
Dzieciak sąsiada na jakimś pierońskim jeździdle z plastikowymi kołami. Kurde, kto robi twarde plastikowe koła w pojazdach dla dzieci? Toż wiadomo, że taki plastik obciążony trzylatkiem na asfalcie brzmi jak tani horror - piski i upiór ciągnący łańcuchy.
Kawy...
***
Tak, jestem zrzędą. Czepiam się i pluję jadem. Ale do cholery, koszenia nie trzeba zaczynać o 6:00 i obkosić dwa trawniczki i tak co drugi dzień, by za tydzień zaczynać od początku. Albo przynajmniej użyć kosiarki, a nie podkaszarki, pójdzie szybciej.
Drzwi mają klamkę. Da się je zamknąć, a nie nimi pierdolnąć.

Jeśli kiedyś wybuchnie zombie apokalipsa, to wiecie, gdzie pobudzono umarłych...

czwartek, 9 lipca 2020

Rozpieprzyłam okulary.  Ot, wywaliłam się o własne nogi, i ryj zaliczył spotkanie z kuchenką. Wyglądam jak ofiara przemocy, czy mogę podłodze wytoczyć proces?
Mieszkaniu? Kuchence?
Bo sama jestem. To się ładnie nazywa, wdowa, albo singiel, w zależności od okoliczności.
Nie mam kogo obwinić. Nie mam komu nabluzgać. Nie mam komu zrobić kawy z mlekiem.
Okulary naprawiłam. Świat wygląda paskunie.

wtorek, 7 lipca 2020

Letnio

Letnio jest. Żeby nie powiedzieć, że całkiem chłodno. Człowiek nie spodziewa się w lipcu temperatur spadających poniżej 10°C, w nocy, w środku Europy. 
Raczej spodziewano się upałów, żaru lejącego się z nieba i topniejącego asfaltu, a nie wiatrzyska i prania żabami. 
Osobiście wolę deszcze i wiatry, niż przedsionek piekła. 
Letnio. Nie za ciepło, nie za zimno. Letnie myśli. Letnie uczucia. Letni wiatr.